środa, 1 października 2008

Bottega

Przez ostatnich parę dni szukałem swojego dyplomu ukończenia studiów. Bezskutecznie przetrząsając różne szpargały natknąłem się na wiele "pamiątek" z czasów studiowania informatyki. Niestety, nie były to pamiątki budzące sentymentalne wspomnienia. O nie...

Były to kserówki podręczników akademickich, skryptów i wykładów. Z zaciśniętymi zębami (na granicy szczękościsku;) mogłem odświeżyć sobie nieco wiedzę o: całkach, równaniach, obwodach RLC, równaniach, pierścieniach, równaniach, ciałach, równaniach, niezmiennikach, równaniach, złożoności, równaniach, twierdzeniu Kołmogorowa, równaniach, nieskończonej studni potencjału, równaniach, śmiesznej notacji składającej się z prostokątów i elips przedstawiającej składnię Pascala (wszystkie diagramy umiałem na pamięć:] ), równaniach, postaciach normalnych i mój ulubiony killer: gradient dywergencji rotacji laplasjanu hamiltonianu:)))
Tresowanie szympansów na umiejętność przetwarzania symboli - iksy na prawą, ygreki na lewą.

Okazuje się, że można też inaczej: "Systems Development": a New Discipline for a New Education.


Bottega - pracownia renesansowego mistrza. Miejsce, w którym Leonardo i jemu podobni oddawali się twórczości. Miejsce, które dzięki swej aranżacji i zawartości stymulowało w sposób naturalny różne aspekty kreatywności. Miejsce, w którego centrum stał człowiek.

Bottega stała się w przenośni i dosłownie inspiracją dla twórców wspomnianego w linku eksperymentalnego kierunku studiów "Systems Development". Kierunku, którego credo zawarte jest w sugestywnym symbolu: "Software is our medium, Craft (Mastery) is our goal, People are our focus, Systems is our perspective, and Agility is our process." Bottega promuje raczej myślenie syntetyczne niż analityczne. Synteza wielu aspektów ludzkiej aktywności daje szansę na powstanie nowej wartości.

Dr. Dave West zauważa, że mimo postępu procesów i technologii nadal utrzymujemy dosyć żenujący współczynnik projektów zakończonych sukcesem. Jako jedną z przyczyn wskazuje przepaść pomiędzy tym, czego nauczani są studenci, a tym czego wymaga rzeczywistość.

Nie chodzi tutaj bynajmniej o prymitywne podejście i roszczenia wobec nauczania trendowych technologii czy języków. Nic z tych rzeczy, uczelnia nie ma przecież na celu przyuczenie do jakiegoś zawodu. Problem jest postawiony dużo głębiej. Aby w ogóle myśleć o tworzeniu systemów dla ludzi, wypadałby najpierw rozumieć systemy ludzkie... Ale nie będę streszczał i tak krótkiego artykułu - na prawdę warto przeczytać (inaczej chyba bym nie zawracał głowy;P).


Jakie mierzalne wyniki edukacyjne daje zmiana podejścia? Wystarczy przeczytać artykuł do końca:P

//========================

Heh... Humanizm... trochę wypaczono go ostatnio - humanistą jest każdy, kto nie potrafi liczyć, ale za to potrafi zapamiętać parę tysięcy stron kodeksów czy oficjalnej wersji historii;))).

2 komentarze:

Aleksander Wojdyga pisze...

Czyli w skrócie: weźmy jedną halę gdzie będziemy spać, jeść, projektować i programować, zatrudnijmy połowę kobiet i głośmy hasła poczucia wspólnoty, uczłowieczenia programowania, otwartego wspólnego wysiłku i będzie dobrze?
Chociaż z tego co pamiętam z mojej krótkiej kariery "biznesowej", to kobiety robią "to" inaczej a wydaje mi się nawet że lepiej ...

Anonimowy pisze...

Pamiętam swój pierwszy wykład z Baz Danych, pierwsze słowa prowadzącej pani doktor (tuż po przedstawieniu się): "Rozważmy odwzorowanie...". Bez komentarza.

Studiując dzienną informatykę na uniwerku, 90% przedmiotów było czysto matematycznych: algebra i jej wszelakie pokrewne, analiza i logika matematyczna (nie mylić z rachunkiem zdań z liceum...).

To jest właśnie polska "informatyka". Nie kwestionuję ważności matematyki w tym procesie nauczania. Kwestionuję jej ilość i jakość pozostałych przedmiotów informatycznych. U nas na uczelniach niestety dalej uważa się że nauka programowania to nauka Pascala, Javy, C i baz danych. Dobra, niech będzie i to. Ale niech to będzie nauka myślenia jak programować a nie nauka składni języka, gdzie egzamin z danego przedmiotu sprowadza się do znajomości nagłówków funkcji bibliotecznych.
Oczywiście mydli się oczy takimi przedmiotami jak Programowanie Zespołowe, Programowanie Sieciowe itp.
Jakże żałosny jest widok takiego doktora matematyki na chybcika przekwalifikowanego na informatyka, który ma uczyć "programowania" - "Panie doktorze panu brakuje godzin do etatu, a trzeba ćwiczenia z Pascala przeprowadzić. Przecież tu nie ma dużej filozofii...". W praktyce doktor przeczyta Marciniaka i prowadzi ćwiczenia z Pascala. Zgroza.

Nie ma żadnych zajęć opartych na konkretnym problemie, na których młody człowiek uczy się dróg postępowania: od analizy problemu, poprzez eleganckie (zgodnie ze sztuką) zaprojektowanie jego rozwiązania i implementację. Dopóki tego nie będzie, będziemy mieli rzesze szympansów które liczą całki i inne laplasjany w pamięci jak małe motorki, a napisanie kawałka kodu będzie dla nich czystą abstrakcją.