piątek, 14 listopada 2008

Jest tylko jeden taki dzień w roku...

13 listopada dla większości populacji kojarzy się z czymś strasznym. Wszak to pechowa trzynastka! Ale na szczęście przynajmniej w tym roku nie trafił się piątek. Prawie nikt nie wie dlaczego trzynasty to taki straszny dzień, ale po co się nad tym w ogóle zastawiać. Trzeba normalnie i po bożemu się lękać, unikać czarnych kotów, nie przechodzić pod drabiną i dotrwać jakoś do następnego dnia w strachu, że słońce zgaśnie i mrok ogarnie ziemię;)

Mniej zabobonna część populacji mogła na ten przykład zanurzyć się w refleksji nad Nagrodą Nobla, którą 13.11.1924 Władysław Reymont otrzymał za powieść Chłopi;)

Jedni i drudzy mogli zjednoczyć się na libacji alkoholowej z okazji imienin Alojzego, Brykcjusza tudzież Jana.

Nie zapominajmy o rocznicy 13.11.1990 - kiedy to pojawiła się pierwsza strona WWW.

A'propos... co wczoraj robili wszyscy programiści? Oczywiście świętowali Światowy Dzień Usability! Wszyscy na niego czekali więc nie mógł przejść bez echa, niezauważony, o nie...

Prezesi wszystkich firm IT zarządzili tego dnia wewnętrzne narady i dyskusje. Hucznie debatowano jak tym razem zrobić jeszcze lepsze i bardziej ergonomiczne GUI. Mało tego... w pokojach, na korytarzach i w firmowych kuchniach nie mówiło się o niczym innym niż poprawienie usability tworzonych przez nas aplikacji.

Rzesze freelancerów (z uwagi na brak prezesów organizujących im czas) okupowały pękające w szwach sale konferencyjne na których odbywały się panele dyskusyjne, warsztaty i prezentacje poświęcone zorientowaniu systemów na człowieka.

Rząd Polski za wzorem rządu USA opublikował zestaw wytycznych odnośnie usability i udostępnił publikację podobną do tej.

Wszyscy jak jeden mąż obiecywali sobie w atmosferze entuzjazmu, że już nigdy więcej autystycznego oprogramowania - koniec błędów i wypaczeń! Od wczoraj nasz soft będzie tak intuicyjny jak produkty Google.

Padł nawet pomysł aby wydobyć spod ziemi i dla przykładu wychłostać taiwańskiego inżyniera, który zaprojektował zegarek Montana. Był to wymarzony prezent komunijny każdego chłopca z rocznika 1981 i jednocześnie kwintesencja anty-usability: 4 przyciski (właściwie to 3 nie licząc światełka) i 150 funkcji.



//====================

Tylko co jakiś czas użytkownik siedzący w domu lub pracy patrząc tempo w monitor syknie przez zęby: "o co tu k@#$a chodzi?"

jak pech to pech...

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

Zegarek Montana... toż to legenda :D
Pamiętam jego "usability". Żeby zmienić grającą melodyjkę, trzeba było nacisnąć na raz dwa przyciski (chyba prawe)...

A co do usability, to nic się nie zmieni, dopóki nie zaczniemy wykorzystywać technologii/języków zgodnie z ich przeznaczeniem. Dopóki będą powstawać "cuda na kiju", autorskie i dziwaczne złączki na styku normalnie nie działających ze sobą (bo pochodzących z różnych światów jeśli idzie o zastosowanie) technologii, to nic nigdy się nie zmieni...
Parafrazując oryginalnego posta:

Tylko co jakiś czas programista siedzący w domu lub pracy patrząc tempo w monitor syknie przez zęby: "o co tu k@#$a chodzi, ... po c#$a zarządzać integrować aplikację webową z mikrofalówką?"